sobota, 14 marca 2015

Rozdział 8


Następnego dnia obudziłam się o 7. W pracy miałam być dopiero o 9, więc nie musiałam się nigdzie śpieszyć. Wojtek już dawno wstał i pewnie teraz krzątał się po kuchni. Oczywiście od wczoraj nie zamieniłam z nim słowa. To on powinien mnie przeprosić. Ja na pewno pierwsza nie wyciągnę ręki na zgodę. Zresztą za co ja mam niby go przepraszać? 
Wstałam pół godziny później, wzięłam czyste ubrania i udałam się do łazienki. Wykonałam poranne czynności i ruszyłam do kuchni by zjeść jakieś śniadanie. Weszłam do pomieszczenia, a Wojtek uważnie mnie obserwował.
-Coś nie tak? - zapytałam go i włączyłam radio.
-Nie wszystko w porządku...chyba. Nie gniewasz się?
-Oj, Wojtuś, Wojtuś, Wojtuś. Oczywiście, że się gniewam - puściłam mu oczko i zabrałam się za jedzenie musli. 
W pracy oczywiście byłam pięć minut przed czasem. Zajęłam swoje miejsce. 
-Jak tam niedzielny obiadek? - zapytała Magda i usiadła przy moim biurku.
 -Całkiem nieźle. Tylko zastanawia mnie czy teściowa nie naśle na mnie kuratora - opowiedziałam brunetce w skrócie niedzielne spotkanie z rodziną przyjmującego.
-To teraz zanosi się na ciche dni - podsumowała ze śmiechem Magda.
-Ja go nie przeproszę. Nawet nie mam za co.
Nasza dyskusja została przerwana przez Martynę, która podała nam nowe temat. O 13 postanowiliśmy zrobić sobie przerwę. W końcu tak ciężko 'pracujemy'. Udaliśmy się do kuchni i zajęliśmy się przygotowaniem czegoś do jedzenia i picia. Oczywiście nie obeszłoby się bez sporu kto tym razem idzie kupować jagodzianki i inne słodkości. Na szczęście wypadło na Pawła. Trochę marudził, ale wrócił już po 10 minutach ze słodkościami. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy gadać o niczym. Po krótkiej przerwie musieliśmy wracać do pracy,a Piotr sam zaoferował, że pozmywa naczynia. Normalnie cud! Dokończyłam swój sok i odłożyłam szklankę do zlewu. Wyszłam z kuchni i od razu usłyszałam przekleństwa. Wróciłam do pomieszczenia i przyjrzałam się Piotrkowi. 
-Co ty robisz? - zapytałam z politowaniem.
-Chyba zlew się zatkał - mruknął pod nosem.
-Oj, sieroto. Nawet pozmywać nie umiesz - zaśmiałam się.
-Ty się nie śmiej tylko mi pomóż.
 -Ok - zgodziłam się - To może ja zadzwonię po konserwatora?
-Nie będziemy do takiej głupoty do niego wydzwaniać. W końcu dzisiaj ma wolne. Ja to naprawie, spokojnie - powiedział i od razu zaczął szukać potrzebnych rzeczy. Po kilu minutach wrócił z kleszczykami i długim kawałkiem drutu. Ja musiałam tylko zgotować wodę w czajniku.
-Na pewno wiesz co robisz? - zapytałam niepewnie, gdy zaczął dłubać w zlewie. 
-Ada nie wierzysz we mnie? Oczywiście, że wiem co robię - jak na zawołanie coś kliknęło i zabulgotało - Widzisz? Naprawione, a pozmywam później - powiedział dumnie i okręcił wodę.
-Yyy...Piotruś?
-Tak?
-Woda cieknie na podłogę - powiedziałam i rzuciliśmy się by zakręcić kran.
-Teraz już nie cieknie - odpowiedział Piotrek i jeszcze mocniej zakręcił wodę.
Wróciliśmy do pracy. Dochodziła już 15 więc razem z Magdą zaczęłyśmy się zbierać do domu. 
-A wy gdzie idziecie? - zapytał Patryk, z działu foto, który bezczelnie wtargnął do pomieszczenia - Nigdzie was nie puszczę.
-Czemu?  -zapytałyśmy w tym samym czasie.
-Zalewa nas! - krzyknął i zaczął wymachiwać rękami.
-Co zalewa? - spytałam.
-Jak to co? Woda! Chodźcie szybko nam pomóc! - odparł i już go nie było. Spojrzałam wymownie na Piotra. Wszyscy ruszyliśmy do kuchni, ale woda była już na korytarzu. W ruch od razu poszły jakieś szmaty, wiaderka, a nawet kubki. Ja zadzwoniłam do konserwatora, a ten zjawił się po 10 minutach. Wtedy sytuacja została już całkowicie opanowana, a ja mogłam iść do domu. Ale za nim wyszłam z redakcji poprosiłam Piotra na rozmowę.
-Przecież zakręciłeś ten kran - syknęłam. 
-Ale chyba trochę za mocno bo kurek kręcił się we wszystkie strony - zmarszczył nos, a ja zaśmiałam się i pokręciłam głową z politowaniem. 
W mieszkaniu byłam dopiero o 16. Weszłam do salonu, a tam zastałam Wojtka, który spał na kanapie. Wyglądał tak spokojnie. Aż chce mu się coś zrobić. Może narysować mu wąsy markerem? Nie, to zbyt oklepane. Nagle przypomniała mi się opowieść Magdy o tym jak jej kuzyn ogolił jej brew. Hmmm, to już  nie jest oklepane.
 Poszłam do łazienki i wzięłam maszynkę do golenia. Na paluszka wróciłam do salonu i kucnęłam przy kanapie. Upewniłam się, że przyjmujący śpi i wcieliłam w życie mój szatański pomysł. Postanowiłam oszczędzić mu całą brew i zgoliłam tylko końcówkę. Nawet nie powinien zauważyć tego niecałego centymetra, prawda? Wyszłam szybko z salonu i ruszyłam do kuchni. Myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem na cały blok, ale resztkami sił się powstrzymywałam. Przygotowałam spóźniony obiad i spoglądnęłam na kalendarz wiszący w kuchni. Prawie zapomniałam, że jestem dzisiaj umówiona u fryzjera. Uff, dobrze, że sobie przypomniałam. Nałożyłam sobie obiad na talerz i usiadłam przy stole. Po kilku minutach do kuchni przyszedł Wojtek. Musze przyznać, że wyglądał bardzo oryginalnie. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Coś późno wróciłaś z pracy - zaczął Włodarczyk i także nałożył sobie jedzenie na talerz.
-Mieliśmy mały alarm powodziowy, ale wszystko zostało opanowane - odparłam. Boże nie mogę przestać gapić się na jego twarz. Słodko wygląda gdy jest taki nieświadomy - Mógłbyś zawieźć mnie do fryzjera?
-Jasne. O której?
-Za jakieś pół godziny.
Zjedliśmy posiłek po czym Wojtek udał się do łazienki by się trochę ogarnąć. Już nie mogłam doczekać jego reakcji, gdy zobaczy się w lustrze.
-Kurwa! - krzyknął po kilku minutach.
-Coś się stało? - krzyknęłam z salonu.
-Ada chodź tu na chwilę!
-Po co? - zapytałam, gdy byłam już w pomieszczeniu. Włodarczyk wyglądał na bardzo zaskoczonego.
-Jak myślisz czy moje brwi są takie same? - zapytał, a ja wybuchnęłam śmiechem.
-A co? Goliłeś się? - odpowiedziałam, gdy złapałam oddech. 
-Ale...jaki cudem?
W końcu udało mi się odciągnąć Wojtka od lustra i mogliśmy jechać do fryzjera. Ustaliliśmy, że w tym czasie Wojtek pójdzie zrobić jakieś zakupy, ponieważ w naszej lodówce było tylko światło.
-Ada? - zapytał, gdy byłam już przy drzwiach salonu fryzjerskiego - Czy mogę cię o coś zapytać?
-Jasne.
-Czy to ty postanowiłaś...jakby to powiedzieć...udoskonalić mój wygląd? - przeszył mnie wzrokiem, a ja zrobiłam minę jak małe dziecko, które zostało przyłapane na czymś złym.
-Chcę ci tylko przypomnieć, że jesteśmy w miejscu publicznym i nie możesz mi tu nic zrobić - odpowiedziałam szybko i weszłam do środka. Oczywiście Włodarczyk ruszył za mną. Ok, teraz zaczynam się go bać.
-Dzień dobry - przywitałam się z panią Elwirą, jedną z fryzjerek.
-Dzień dobry - odpowiedziała, ale gdy zobaczyła Wojtka strzeliła dziwną minę - To co dzisiaj trochę rozjaśniamy włosy? - zapytała i zaprowadziła mnie na wolny fotel. Jednak zanim zajęła się moja fryzurą, Wojtek poprosił ja na chwilę na chwilę na bok. Widziałam jak ją bajeruje, a ona wyciągnęła coś z szafki z farbami. Pośmiali się jeszcze chwilę po czym fryzjerka zajęła się mną, a Wojtek wyszedł z salonu.
Siedziałam na fotelu już z jakąś godzinę i nareszcie pani Elwira skończyła swoją pracę. Gdy tylko zobaczyłam się w lustrze szeroko otworzyłam usta. Zresztą nie tylko ja, ale wszystkie osoby, które mnie ujrzały. 
-Co mi...co mi pani zrobiła? - zapytałam, gdy odzyskałam głos. Myślałam, że za chwilę się rozpłaczę. 
-Ja nie mam pojęcia. Myślałam, że to tylko rozjaśniacz - zaczęła się tłumaczyć.
-A ja myślałam, że wyjdę stąd z odrobinę jaśniejszymi włosami, a nie jako blondyna! - krzyknęłam ze złością i dotknęłam swoich włosów.
-Nie musi pani płacić...
-I nawet nie mam zamiaru! - dokończyła za nią - Kiedy da się z tym cokolwiek zrobić? 
-Za dwa tygodnie - opowiedziała niepewnie.
Wyszłam z salonu (oczywiście bez płacenia) rozzłoszczona jak osa. Ostatni raz byłam w tym miejscu. Ostatni! Skierowałam swoje kroki do auta. Zobaczyłam Wojtka, który był oparty o maskę mojej toyoty. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, przyjmujący wyszczerzył się szeroko.
-Moja mała blondyneczko - zaczął nucić, gdy wsiedliśmy do auta.



Dzisiaj trochę wcześniej, ponieważ o 20 będę oglądać Skrę. Jaki wynik obstawiacie? :D
Dwa polskie zespoły w półfinale LM. Ale się jaram :D 
Ada jako blondynka, Wojtek bez brwi, czyli u naszych misiaczków po staremu :D
Następny rozdział za tydzień.
Pozdrawiam :*

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 7


-O, Ada, Wojtek!- przywitała nas ciocia Włodarczyka, pani Basia -Jak zwykle punktualni - kobieta przepuściła nas w drzwiach, a następnie wyściskała. Taką teściową to bym mogła mieć.Mieliśmy to szczęście, że byliśmy pierwszymi gośćmi.
-A gdzie nasza solenizantka? - zapytałam i wyjęłam z torebki prezent.
-W salonie - odpowiedziała. Udaliśmy się do pomieszczenia gdzie przy stole siedziała ciotka Katarzyna. Przywitaliśmy się ze staruszką i złożyliśmy jej życzenia. Następnie ciocia Basia nakazała nam usiąść przy stole i podała obiad.
-Wojtek mógłbyś na chwilę zostawić mnie i Adę? Idź pomóż coś cioci Basi albo wujkowi - powiedziała po skończonym posiłku ciotka Katarzyna.
-Oczywiście - przyjmujący spojrzał zdziwiony na swoją ciotkę, po czym opuścił salon.
-Mam nadzieje, że nie zanosi się na jakieś kazanie - zaśmiałam się.
-Nie, przecież nie jestem twoją teściową - szybko odpowiedziała kobieta - Mam do ciebie sprawę, a tak właściwie to do Wojtka też. Ale z tobą się szybciej dogadam.
-Dobrze, a więc o co chodzi?
-Wiesz, że mam już swoje lata. Mąż dawno już nie na tym świecie, dzieci nie mam...
-Chwilę, chyba ciocia nie umiera - nie miałam zupełnego pojęcia o co jej chodzi. 
-No jasne, że nie - skarciła mnie - Wracając do rzeczy. Przez te wszystkie lata uzbierałam sobie dość duży majątek. Nieskromnie mówiąc bardzo duży.
-Ale co ja mam do tego?
-Nie przerywaj mi - zaśmiała się - Jaka ta dzisiejsza młodzież ciekawa. Na czym to ja skończyłam?
-Na majątku
-Aha. Zdecydowałam się przekazać wam trochę mojego dobytku. Jutro jadę załatwić sprawę z testamentem. Chcę by trafił w ręce młodych między innymi w twoje i Wojtka.
-Ciocia chyba żartuje
-Czy wyglądam jakbym żartowała? - pokręciłam przecząco głową - Więc ustaliłam, że wy dostaniecie domek na Mazurach...
-Co? Chwilę bo już się kompletnie pogubiłam. Jaki dom?
-Nie dom tylko domek - poprawiła mnie - Kupiłam go jakieś 20 lat temu, ale spokojnie jest zadbany. Jeśli chcesz mogę ci dać klucze do niego już teraz.
-Nie trzeba - szybko odparłam - Ale ciocia tak na serio?
-Oczywiście - uniosła się trochę, ale po chwili zaśmiała się - Wiem, że cie bardzo zaskoczyłam, ale chyba się cieszysz? Ada kto nie chciałby jeździć w wakacje na Mazury? 
-Ale...
-Nie ma żadnego ale. Już wszystko sobie przemyślałam. Dostaniecie tez parę groszy - staruszka uśmiechnęłam się promiennie. Naszą dalszą rozmowę przerwał Wojtek.
-Nas czym tak dyskutujecie? - zapytał i usiadł obok mnie. 
-Tak sobie rozmawiamy o tobie - odparłam i lekko się uśmiechnęłam. Nadal nie mogłam uwierzyć w słowa ciotki Kasi. Totalnie mnie zaskoczyła. Nawet Wróżbita Maciej by tego nie przewidział. 
Godzinę później zaczęła zjeżdżać się reszt rodziny przyjmującego. W tym także moja teściowa. Miałam ten 'zaszczyt', że usiadła naprzeciwko mnie. Na szczęści miałam obok siebie ciotkę Katarzynę, która także za nią nie przepadała. Gdy reszta rodziny zjadła obiad zaczęły się dyskusje na temat siatkówki. Niestety po ok.godzinie się skończyły i zostałam skazana moją teściową.
-Ada co tam u twojej siostry? - zagadnęła mnie pani Dorota.
-Bardzo dobrze. Dzisiaj mamy ją odwiedzić - uśmiechnęłam się krzywo.
-A jak z Emilką? - wiedziałam, że poruszy temat mojej chrześnicy-Radzą sobie z nią? - nie, oddali ją do zoo, pomyślałam. Jeśli wchodzimy na temat Emilii, to oznacza tylko jedno. Teściowa będzie puszczać mi aluzje na temat, że my też powinniśmy mieć dziecko.
-Tak, oczywiście - powiedziałam chłodno, a Wojtek chwycił mnie za rękę. Pewnie bał się, że palnę coś głupiego.
-A wy nie myślicie o jakimś dzieciaczku? - zapytała, a do naszej rozmowy włączyła się reszta babskiego towarzystwa. A nie mówiłam, że zejdziemy na temat dzieci?
-Musicie się śpieszyć Ada. Zegar biologiczny tyka - rzekła teściowa.
-A co teściowej się już wytykał? - upiłam łyk soku. Wojtek ścisnął mocniej moją dłoń, a reszta ciotek lekko się zmieszała.
-Na to wygląda, teraz jakieś przeterminowane hormony tylko zostały - zgodziła się ze mną dzisiejsza solenizantka. I tak zakończył się temat dzieci.
W miedzy czasie na stół wszedł alkohol. Z Wojtkiem ustaliłam, że to on kieruje w drodze powrotnej więc mogłam śmiało skosztować nawet domowych produkcji.
-Chcesz spróbować? - zapytałam Wojtka, kiedy w moim kieliszku znajdowała się wiśniówka domowej roboty.
-Przecież ja wracam do Bełchatowa
-A powąchać? - wyszczerzyłam się. 
-Rozpijasz mi syna - mruknęła, nie kto inny jak pani Dorotka.
-Oj tam, już nie pierwszy raz - odpowiedziałam i wlałam w siebie całą zawartość kieliszka.
Siedzieliśmy sobie tak przez następne godziny. Oczywiście mama Włodarczyka ciągle mi się czepiała. Ja tylko mogłam patrzeć błagalnie na przyjmującego i ciągle dostawałam tą samą odpowiedź : jeszcze chwilę. Chwila przeciągnęła się w godzinę i nowe upomnienia od 'mamusi'. Jakoś to wytrzymywałam, ale do czasu.
-Co tam u Ewy? - zapytała, a ja zakrztusiłam się własną śliną. Teraz to przegięła. Mowa była o mojej kuzynce, za którą szczerze nie przepadam. Co bym nie zrobiła Ewa i tak jest lepsza. I tak przez całe życie.
-Chyba nic ciekawego. Ciężko pracuje pod latarnią, jak zawsze - odpowiedziałam bez namysłu. Oczywiście Wojtek mocniej ścisnął moją dłoń, a nawet kopnął mnie pod stołem. Faktycznie tej uwagi mogłam sobie oszczędzić. Co ja poradzę, że nie umiem trzymać języka za zębami?!
Kątem oka zobaczyłam, że ciotka Katarzyna prawie płacze za śmiechu. Inne kobiety udawały, że nie słyszały tej uwagi. Teściowa prawie w ogóle nie mogła się oderwać od szklanki z sokiem. Ale ja zgasiłam. Jestem z siebie dumna. No prawie.
-Nie wiem jak ty, ale ja jadę, a raczej idę do Eweliny - szepnęłam do Wojtka i wstałam ze swojego miejsca. Przyjmujący również to uczynił i zaczęliśmy się żegnać ze wszystkimi.
Gdy wyszliśmy na dwór Włodarczyk od razu mnie zaatakował.
-Mogę wiedzieć co ty robisz? 
-O co ci chodzi? - powiedziałam i wsiadłam do auta.
-Jak to o co mi chodzi. Ja rozumiem, że z moją matka się nie lubisz i tak dalej, ale dzisiaj przegięłaś. 
-A ty ją jeszcze bronisz - fuknęłam - Spójrz na to z mojej perspektywy. Ciągle ci ktoś za przeproszeniem pierdoli tego nie rób, a to możesz. Pić alkoholu nie mogę, ale pieprzyć się z tobą całą noc żeby mieć dziecko to już tak. O Ewce już nie wspomnę.
-Mogłaś chociaż trochę się powstrzymać - wygląda na to, że na prawdę wkurzyłam Wojtka.
-Czy ona się powstrzymywała? Bo mi się zdawało, że nie. To wszystko przez nią 
-Jak zwykle Ada jest niewinna i najbardziej poszkodowana - mruknął.
-Jak zwykle? - zapytałam z oburzeniem.
-Tak. Zawsze gdy coś się stanie wszyscy są winni dookoła, ale nigdy ty! - spojrzał na mnie gniewnie - A jeśli jest jakiś problem ty ZAWSZE od niego uciekasz żeby tylko nie być winną 
-To po co się ze mną żeniłeś? Ewka była wolna. Poza tym ona ZAWSZE jest idealna - powiedziałam cicho i odwróciłam głowę w stronę okna.
Trochę zabolały mnie jego słowa. Postanowiłam już nie kontynuować tej rozmowy bo i tak nie miała sensu. Przez następne 20 minut milczeliśmy jak zaklęci. W końcu dojechaliśmy do Eweliny. Wysiadłam z samochodu i jak strzała ruszyłam do drzwi. Gdy się otworzyły najpierw wyleciała mała, puchata kulka, czyli Bunio. Przywitałam się z psiakiem.
-Podaj hasło - swoją głowę wychylił Damian, mój szwagier. Zaśmiałam się i pokręciłam głową.
-Coco jambo i do przodu? - w odpowiedzi zostałam wręcz zgnieciona przez Damiana. 
Gospodarz domu przesunął się i wpuścił nas do środka.
-Ciocia Ada i wujek Wojtek! - krzyknęła Emilia i zaczęła przytulać się do naszych nóg. Musiałam to dość śmiesznie wyglądać kiedy malutka dziewczynka tuliłam się do takich olbrzymów - Macie coś dla mnie? - zapytała wyszczerzona. Wojtek wziął ją na ręce, a ja wygrzebałam z torebki wcześniej kupione słodycze, lalkę i koszulkę.
Następnie przywitałam się z siostrą.Obydwie, a raczej we trzy bo Emilia podreptała za nami,udałyśmy się do kuchni by przygotować coś do picia Damian wziął Wojtka do garażu by pochwalić się huśtawką, którą podobno ostatnio sam zrobił.
-Coś się stało? Nie wyglądasz za dobrze - powiedziała Ewelina, gdy wyciągała sok z lodówki.
-Nawet nie pytaj - odparłam i przeczesałam włosy dłonią.
-Pokłóciłaś się z panem Wu?
-Oczywiście, że tak. To wszystko przez tą jędzę - opowiedziałam siostrze o wizycie u jego rodzinki i o kłótni.
-Trochę przegięłaś - stwierdziła Ewelina, gdy siedziałyśmy w salonie i piłyśmy swoje napoje.
-I ty Brudasie przeciwko mnie? - zrobiłam podkówkę.
-Chyba Brutusie - zaśmiała się.
-Brutus, Brudas nie ważne - machnęłam ręką - Wiem, że mogłam się powstrzymać, ale on powinien postawić się na moim miejscu - powiedziałam, przyglądając się mojej chrześnicy jak własnie testuje nową zabawkę.
-Ok teraz zgadzam się z tobą
-Serio?
-Nie - wystawiła mi język.
Gdy chłopcy wrócili, od razu zaczęli bawić się z Emilią. Nawet nie chcieli mnie do niej dopuścić.
-Ciociu? - zapytała Em, gdy zrobili przerwę w zabawie.
-Słucham cię
-Ty dzisiaj nie pracujesz z wujkiem?
-Nie, dzisiaj mamy wolne
-To... - mała zamyśliła się na chwilę - To kto teraz będzie zarabial na zelki? - wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Knopers, twoja córka jest podobna do ciebie. Aż zbyt podobna - zwróciłam się do szwagra. Ten wystawił mi język i rzucił we mnie poduszką.
Posiedzieliśmy u 'Knopersów' do 19 i zaczęliśmy się zbierać z powrotem do Bełchatowa. Em była bardzo tym niepocieszona, ale obiecałam jej, że niedługo ją odwiedzimy i przywieziemy żelki. Przez pół drogi znowu się do siebie nie odzywaliśmy.
-Gniewasz się? - zapytał Wojtek. Tak, teraz będzie mnie przepraszał.
-Nie - oparłam i udawała, że mam zamiar zasnąć.
-I tak wiem, że nie zaśniesz - westchnął - Przepraszam - delikatnie chwycił mnie za dłoń. Pokiwałam głową i zaczęłam wpatrywać się w zmieniający się krajobraz. 




Jak widać obiadek nie bardzo się udał :D Może w następnym rozdziale ich pogodzę, jeszcze się zastanowię.
Jak wrażenia po dzisiejszym meczu Skry? Ja lepiej nie będę komentować. Przynajmniej był bardzo ciekawy mecz :D
Pozdrawiam i zapraszam na kolejny za tydzień :*

sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 6


Następne dni mijały nieubłaganie szybko. Zdecydowanie za szybko. W sobotę rano Skrzaty wyjechały do Bielska-Białej na mecz z tamtejszą drużyną. Miałam to szczęście, że na mecze wyjazdowe jeździ Piotrek i do pracy miałam dopiero na 16. Wstałam sobie spokojnie o 10, ogarnęłam się po czym szybko udałam się do sklepu. Oczywiście wszystko byłoby zbyt piękne gdybym nie spotkała pani Jadzi. Na szczęście była ze swoją 'bandą' więc się do mnie nie przyczepiła. Po szybkich zakupach i małym śniadanku zaczęłam przygotowywać obiad. Ok. 13 rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam zdjęcie Wojtka.
-Czego chcesz? - przywitałam się.
-Mam do ciebie sprawę
-Czego dusza pragnie? - teatralnie westchnęłam.
-Mogłabyś jutro przyjechać po mnie do Bielska? Oczywiście potem od razu pojedziemy do Andrychowa - a już myślałam, że zapomniał o niedzielnym obiadku.
-Ok tylko to chyba nie fair jeśli zadajesz się z wrogami
-Kwasek to przecież nie wróg! - oburzył się - Tylko taki...szpieg.
-Ok, ok przyjadę - zaśmiałam się.
-Dzięki - czułam jak szczerzy się do telefonu. Zakończyłam połączenie i wróciłam do przygotowywania obiadu.
-Chwilę...to co ja dzisiaj będę robić? - zapytałam samą siebie.
Wojtka nie ma, nie ma kogo podenerwować. Wrony i Kłosa nie ma, czyli nie ma z kim iść na miasto. No to zapowiada się arcynudny wieczór. Nie tylko nie to. 
Przez kolejne godziny zastanawiałam się co ze sobą zrobić. W końcu do głowy wpadł mi genialny pomysł. Zadzwoniłam do innych dziewczyn siatkarzy i umówiłam się z nimi na małe zakupy. 
O 16 byłam w pracy. Tym razem zamiast do mojego ukochanego biureczka udałam się do pokoju, w którym zawsze oglądamy mecze, tzw. "salonu". Razem z Magdą jednym okiem obserwowałyśmy mecz, a drugim spoglądałyśmy w nasze laptopy. Tak jak podejrzewałam spotkanie zakończyło się szybkim 3:0 dla Bełchatowian. 
-Co powiesz na mały shopping? - zapytałam się jej, gdy szłyśmy na nasz dział. W odpowiedzi otrzymałam wielki wyszczerz. Kto jak kto, ale Magda uwielbia zakupy. Wyszłyśmy z redakcji i od razu udałyśmy się do manufaktury. Na miejscu była już Paulina, Dagmara oraz Ola. Po 2 godzinach chodzenia po rozmaitych sklepach kupiłam sobie botki, których jestem bardzo zadowolona i słodką koszulkę dla mojej chrześnicy.

Następnego dnia wstałam o 8. Poczłapałam do kuchni i zrobiłam śniadanie. Następnie ruszyłam do łazienki, zahaczając po drodze do sypialni by wziąć czyste ubrania. Umyłam się i zrobiłam delikatny makijaż. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Ubrałam kurtkę, zgarnęłam torebkę i zamknęłam mieszkanie. Gdy znajdowałam się w windzie, wysłałam Wojtkowi SMS'a z treścią, że wyjeżdżam. Droga minęła spokojnie poza małym korkiem tuż przed Bielskiem. Po dwóch godzinach byłam pod drzwiami mieszkania Kwasowskiego i czekałam aż łaskawie otworzy. 
-Hej Ada! - przywitał mnie i od razu zaczął mnie dusić, to znaczy przytulać.
-Kamil puść mnie - zapiszczałam i zaczęłam się śmiać. Brunet uczynił moją prośbę i przepuścił mnie w drzwiach. Wziął ode mnie kurtkę, a następnie udaliśmy się do salonu. 
-Ale masz tu bajzel - powiedziałam, gdy przekroczyliśmy próg salonu.
-No wiesz co? Przed chwilą sprzątaliśmy - oburzył się Kamil.
-A gdzie Wojtek?
-W łazience - odpowiedział i nagle przysunął się do mnie. Swoją twarz zbliżył do mojej szyi. Trochę mnie to zdziwiło i już  miałam coś powiedzieć, ale mi przerwał - Ładnie pachniesz - wyszczerzył się. Jaki to zapach? Chanel No.5? - Kamil nadal nie przestał wykonywać swojej czynności i jakby to powiedzieć? Obwąchiwał mnie.
-Nieee - opowiedziałam powstrzymując śmiech.
-Ale pachnie tak... owocowo? Nie, nie owocowo. Tak...
-Ładnie? - zakończyłam za niego. Za naszymi plecami rozległo się chrząknięcie. 
-Tak, to idealne opisanie tego zapachu - odsunął się ode mnie i ponownie wyszczerzył. 
-Kamil mogę wiedzieć co ty robisz? - zapytał Wojtek.
-Ja nic nie robię. Tylko twoja żona tak ładnie pachnie. Nie tak jak ty - odparł, a ja zaśmiałam się.
-Foch - przyjmujący skrzyżował ręce  na piersiach i zrobił poważną minę.
-No bardzo ci dziękuje. Nie dość, że na co dzień muszę go znosić to teraz jeszcze jest obrażony - dźgnęłam w bok rozgrywającego.
U Kwaska posiedzieliśmy jeszcze godzinę i zaczęliśmy się zbierać do Andrychowa. Na szczęście Wojtek się odfochnął i był w bardzo dobrym humorze. Opuszczając mieszkanie Kamila zostałam jeszcze raz obwąchana.
Po 30 minutach byliśmy już pod domem ciotki przyjmującego. 
-Ale na prawdę muszę iść - jęknęłam i zgasiłam silnik samochodu.
-A co masz siedzieć w aucie?
-Czemu nie - uśmiechnęłam się. Wojtek tylko wywrócił oczami i zaciągnął mnie przed drzwi.
-Ale siedzimy krótko, apotem jedziemy do Eweliny. I nie siedzę obok twojej matki
-Oj nie zrzędź już - westchnął brunet i zadzwonił dzwonkiem.
-Mogłam zostać z Kamilem. On przynajmniej mnie nie ucisza, a nawet mówi, że ładnie pachnę.
-Mam zmywać naczynia przez miesiąc?
-Tak
-To nie narzekaj - odparł, a ja przestrzeliłam mu potylice.
W końcu drzwi otworzyły się. 



Trochę krótki, ale po dzisiejszym meczu Skry nie mam na nic siły :( A według Was w ostatniej akcji było po bloku? :D 
Następny rozdział za tydzień. Jak myślicie obiadek się uda? :D
Pozdrawiam :*

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 5

Na drugi dzień wstałam z bolącym gardłem. Przysięgam, że kiedyś zabije mojego kochanego męża. I każdy sąd mnie za to uniewinni. 
-Dzień dobry. Jak się dzisiaj czuje mój zapalony balkonowiec? - przywitał mnie krzątający się po kuchni Wojtek.
-Nawet mnie nie denerwuj - powiedziałam i zaśmiałam się.
-W takim razie masz tu jakieś witaminki - podał mi kilka 'cukierków'.
-Włodarczyk ja cię kiedyś zamorduję - sięgnęłam po chusteczkę i usiadłam przy stole.
-Powinnaś mi dziękować
-Za co? - prychnęłam.
-Za opiekę nad tobą - wyszczerzył się, kładąc na stole talerz z kanapkami.
-Jakbyś mnie nie zamknął na tym pierdolonym balkonie to nie musiałbyś się mną opiekować - wystawiłam mu język.
-Jakbyś nie udoskonaliła mojej garderoby to nie musiałbym cię nigdzie zamykać - wzruszył ramionami i usiadł przy stole.
-Jakbyś ... - zaczęłam, ale przyjmujący mi przerwał.
-Ok, ok poddaję się. I tak masz więcej argumentów ode mnie 
-No i to mi się podoba - puściłam mu oczko i dokończyłam posiłek.
Następnie udałam się do łazienki, gdzie przygotowałam się do pracy. Wyszłam z pomieszczenia, zabrałam torebkę oraz laptopa i byłam gotowa. Opuściłam mieszkanie i ruszyłam do windy. Wcisnęłam odpowiedni guziczek, a winda już na następnym piętrze się zatrzymała. No nie tylko nie ona, przemknęło mi przez myśl, gdy zobaczyłam swoją sąsiadkę.
-Dzień dobry - przywitałam się grzecznie.
-Dzień dobry pani Ado - odpowiedziała mi pani Jadwiga - Co tak wczoraj u państwa było głośno?
-Z tym to do męża - uśmiechnęłam się krzywo. Byłam pewna, że mnie o to zapyta. 
-Zawsze to pani mówi - zaśmiała się głośno. Na szczęście winda zatrzymała się już ostatecznie.
-Bardzo przepraszam, ale śpieszę się do pracy. Do widzenia - powiedziałam i jak strzała ruszyłam na parking.
Odetchnęłam z ulgą kiedy znalazłam się już w samochodzie. Nie chodzi o to, że nie lubię swoich sąsiadów, ale pani Jadwiga jest wyjątkiem. Jest gorsza niż święty Mikołaj. To ona wie wszystko, widzi wszystko i (powtórzę jeszcze raz) wie wszystko. Już na samym początku gdy się wprowadziliśmy uznała, że jestem w stanie błogosławionym. Taka sytuacja zdarzała się już z 5 razy. Z resztą nie tylko u mnie, ale i u innych sąsiadek. Raz nawet stwierdziła, że staruszek, który ma ponad 70 lat jest zamieszany w ' hazard i nielegalne obstawianie wyników sportowych'. Ogólnie większość sąsiadów jej nie lubi. Ale gdyby nie ona to byłoby o wiele nudniej. Zostawmy już "Rudą" bo co za dużo to niezdrowo. W redakcji byłam punktualnie o 7:55. Przywitałam się z kolegami i zajęłam się pracą. Dość szybko uporałam się z obowiązkami i o 16:30 mogłam już iść do domu. Po drodze wpadłam do sklepu by zrobić małe zakupy. Wróciłam do mieszkania i zajęłam się przygotowaniem obiadu. Po ok. godzinie Wojtek wrócił z treningu. Zawsze we wtorki mają najwięcej 'pracy' więc przyjmujący po przekroczeniu progu od razu wyłożył się na kanapie. Leżał tak dopóki nie zawołałam go na obiad.
-Zgadnij kogo dzisiaj spotkałam w windzie - zagadnęłam go, gdy nabierał sobie porcje zapiekanki.
-Hmm ... - zamyślił się - Rudą?
-Skąd wiedziałeś?
-Też ją spotkałem. Pytała co się u nas wczoraj działo
-Mnie też - zaśmiałam się.
-Ada? - zapytał Wojtek gdy miałam już iść do salonu.
-Co?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - wyszczerzył się.
-O Jezu. Chcesz coś?
-W sumie tak
-Do rzeczy Włodarczyk - pośpieszyłam go. Przyjmujący podrapał się po głowie. Ciekawe co znowu wymyślił.
-Pamiętasz moją ciotkę Katarzynę? - zapytał.
-Tą taką starą i jedną z najnormalniejszych osób w twojej rodzinie? - upewniłam się.
-Tak dokładnie - pokiwał głową - Chodzi o to, że w niedzielę ma 95 urodziny...
-95? - zapytałam zdziwiona. 
-Tak i podobno chce zobaczyć się z całą rodziną - westchnęłam głośno, ale Wojtek mnie uciszył - Podobno ma coś ważnego do obwieszczenia.
-Czyli w niedzielę jedziemy do Andrychowa? - jęknęłam.
-Ada proszę cię
-Ale w sobotę gracie mecz, ja muszę potem się nim zająć i ty myślisz, że chce mi się jechać do Andrychowa i najgorsze widzieć się z twoją rodziną?  Mało kusząca propozycja.
-Błagam cię. Mam pojechać bez ciebie? - zrobił minę zbitego psa.
-Czemu nie - wzruszyłam ramionami.
-Aduśka nie rób mi tego. Pojechałem z tobą na urodziny twojego dziadka! - oburzył się.
-Tak. Pojechałeś. Pół roku temu
-A ty niby kiedy widziałaś się z moją rodziną? - zapytał z wyrzutem.
-Widziałam się z twoją rodzinką 2 dni temu - uśmiechnęłam się cwaniacko.
-Ada...no ploose...tak ładnie ploose - zrobił minę jak kot ze Shreka.
-A co będę z tego miała? - zapytałam.
-Moją wdzięczność? - zaproponował, ale widząc moją minę wiedział, że ta propozycja nie przejdzie - Ok będę cały miesiąc zmywać naczynia.
-No i to mi pasuje - uśmiechnęłam się szeroko, a brunet tylko westchnął - A i jeszcze wpadniemy na chwilę do Eweliny - wspomniałam o swojej siostrze i przyjmujący od razu się rozpromienił. Najwyraźniej stęsknił się za moją chrześnicą. 
- Dziękuje - rzucił się na mnie i mocno przytulił, powodując, że zawartość mojego obiadu prawie wylądowała na podłodze. Zaśmiałam się i poszłam do salonu.
Już nie mogę doczekać się niedzieli i rodzinnego obiadku. Trzeba było się nie zgadzać. Ale naczynia same się nie pozmywają prawda? 




Rozdział miał być trochę wcześniej, ale po meczu Skry jakoś nie chciało mi się nim zająć. Cieszycie się z wyniku? Ja w sumie zakładałam podobny ... tylko, że dla Skrzatów :D. Teraz moje serce będzie trochę rozdarte. Dobrze, że w Lidze Mistrzów radzą sobie doskonale :D
Następny rozdział powinien pojawić się za tydzień.
Przy okazji zapraszam na rozdział 1 na http://nie--mozna-sie-poddawac.blogspot.com/
Pozdrawiam :*

czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 4


O 7:00 po pokoju rozległ się dźwięk mojego budzika. Niechętnie otworzyłam oczy i wyłączyłam piekielne urządzenie. Wojtek już nie spał i prawdopodobnie siedział teraz w łazience. Nie mam pojęcia, o której wrócił, ale słyszałam jego siarczyste `kurwa mać`. To znaczyło, że zahaczył małym palcem w komodę znajdującą się w korytarzu. 
Leniwie wstałam i poczłapałam do kuchni. Włączyłam radio i rozglądnęłam się za jedzeniem. Zdecydowałam się na musli. Gdy kończyłam śniadanie Włodarczyk opuścił łazienkę i wkroczył do kuchni.
-Gdzie wczoraj byłeś? -zapytałam po chwili milczenia.
-U Kłosa. A ty?
-Jak zawsze na Placu. I jeszcze z Wroną na zakupach -pokiwał głową i zabrał się za swoje śniadanie. Ruszyłam w stronę łazienki, ale zatrzymał mnie Wojtek.
-Wiesz co? Musimy przestawić tą szafkę w korytarzu -oznajmił mi, a ja parsknęłam śmiechem.
-Dlaczego? Co ci znowu zrobiła? -spojrzałam na niego z politowaniem.
-No jak to co. Znowu mnie zaatakowała -oburzył się jak małe dziecko. Czy wspominałam, Wojtek przynajmniej raz na tydzień ma zamiar wyrzucić komodę przez okno?
-Możemy przestawić, ale gdzie? Przecież nie ma miejsca.
-Przestawmy ją na drugą ścianę -zaproponował przyjmujący.
-Wojtek miesiąc temu też tam stała i też ci nie pasowała.
-Ale teraz stoi zdecydowanie za blisko drzwi -westchnęłam i opuściłam kuchnię. Udałam się do sypialni, a następnie do łazienki.
Ogarnęłam się i ubrałam. Włosy uczesałam w  wysokiego kucyka. Zrobiłam delikatny makijaż i opuściłam pomieszczenie. Zgarnęłam swoja torebkę oraz laptopa i byłam gotowa do pracy. W redakcji byłam równo 7:55, czyli tak jak zawsze. Przywitałam się po drodze z naszą księgową i powędrowałam do działu siatkówki. 
-Cześć Ada! -rzuciła się od razu moja koleżanka Magda -Jak dobrze, że jesteś bo chyba tu z nimi dłużej nie wytrzymam -wskazała na naszych dwóch `pracusiów`, czyli Pawła i Piotra. Oprócz tego, że czasem są mega wkurzający bardzo fajnie się z nimi pracuje. A z Piotrem zawsze umilamy sobie dzień dogryzając sobie.
-Na pewno nie było aż tak źle -chciałam ją trochę pocieszyć, ale dostałam za to sójkę w bok -A gdzie reszta? -zapytałam, ponieważ brakowało mi tu jeszcze dwóch nierobów. To znaczy naszego kochanego fotografa i kamerzysty w jednym, czyli Tomka i kochanej szefowej działu Martyny.
-Obijają się jak zawsze -zaśmiał się Paweł -Martyna na zebraniu, a Tomek siedzi na dziale foto.
-A wy się przypadkiem nie obijacie? -uniosłam jedną brew i usiadłam przy swoim biurku.
-Nie, my czekamy na burze -odpowiedział mi Piotrek. To znaczyło,że za jakąś godzinę dostaniemy nowe tematy od Martyny.
 Tak jak myślałam po godzinie dostaliśmy nowe tematy do zrealizowania, które omawialiśmy przez jakieś 30  minut. Potem szefowa gdzieś poleciała i nie widzieliśmy ją przez resztę dnia. Zawsze gdy dostajemy nowe tematy lata po całej redakcji jak oparzona. Ale każdy się już do tego przyzwyczaił i to nic dziwnego widząc brunetkę, która wręcz lata po schodach, twierdząc, że nie ma czasu by czekać na windę. Dzięki tym maratonom, które sobie urządza ma chyba najlepszą sylwetkę w całej redakcji. 
Do domu wróciłam o 16:30. Wchodząc do mieszkania minęłam się z Wojtkiem, Karolem i Andrzejem, którzy teraz mieli mieć drugi trening. Przekraczają próg mieszkania w oczy rzuciła mi się komoda, która była oczywiście przestawiona. Zaśmiałam się i udałam się do kuchni w celu zjedzenia obiadu. Ogrzałam sobie wczorajszy makaron i zasiadłam na kanapie. Włączyłam telewizor i skakałam po kanałach. Gdy skończyłam spożywać posiłek zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojego brata.
-Co chcesz? -przywitałam się z nim.
-Jak zwykłe miłe powitanie -podsumował Marcin.
-Oj nie czepiaj się -wywróciłam oczami i zaśmiałam się.
-Chciałem zapytać jak po wizycie teściów -teraz to on się zaśmiał.
-Gdybym mogła to teraz bym ci przywaliła -wiedziałam, że teraz mój braciszek ma wielkiego banana na twarzy -A odpowiadając na twoje pytanie to nie najgorzej. Nawet razem z panią Dorotą zrobiłam obiad.
-Współczuje tym, którzy to jedli -zaśmiał się -No ale teraz jesteś chyba lepsza niż Gessler.
-Też o tym pomyślałam.
-W takim razie przybijmy piątkę.
-Jak?
-Nie wiem...mentalnie? -zaproponował.
-Ok jestem za -parsknęłam śmiechem.
-A mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.
-Słucham cię braciszku.
-Słuchasz mnie jak radio Maryja?
-Tak i oglądam jak telewizję Trwam. Do rzeczy -pośpieszyłam go.
-To przez Wojtka mieliście odwiedziny teściów, tak?
-No...tak -potwierdziłam po chwili zastanowienia.
- I jeszcze nic mu za to nie zrobiłaś? Nie wierzę.
-Faktycznie...wiesz co mam pomysł -nagle dostałam olśnienia- Muszę kończyć, pozdrów Paulinę i resztę. Cześć -rozłączyłam się i ruszyłam do łazienki.
Wyciągnęłam z kosza na pranie wszystkie białe rzeczy Wojtka i wpakowałam je do pralki. Wygrzebałam też moją czerwoną koszulkę i również wrzuciłam ją do urządzenia. Włączyłam pralkę i  ponownie cała w skowronkach poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i oglądając telewizję czekałam na Wojtka.  Po ok.2 godzinach przyjmujący wrócił do mieszkania obwieszczając to tak głośno,ze sąsiedzi z 1 piętra na pewno go słyszeli. Chwilę potem usiadł na fotelu konsumując swą obiadokolację. 
-Pójdziesz rozwiesić pranie? -zapytałam gdy już się najadł.
-Już idę -westchnął i wyszedł -Ada chodź tu na chwilę! -zawołał mnie zaraz, a ja przybrałam minę poker face. 
-Co chcesz? -spytałam gdy weszłam do łazienki. Myślałam, że zaraz wybuchnę widząc jego zdezorientowaną minę.
-Możesz mi powiedzieć dlaczego to jest różowe? -uniósł do góry swoje bokserki.
-Po pierwsze nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Po drugie może ci coś zafarbowało? -wzruszyłam ramionami, obserwując jak Wojtek wyciąga swoją garderobę, która teraz była koloru różowego.
-Czy to przypadkiem nie jest twoja bluzka? -z pralki wyłonił winowajcę tego zmieszania.
-O faktycznie. A ostatnio nie mogłam jej znaleźć -powiedziałam słodko i bezczelnie się uśmiechnęłam. Miałam zamiar wrócić do salonu, ale Włodarczyk mi to uniemożliwił.
-Ej ej wracaj mi tu -zarządził -Mam pytanie. Czy ty tej koszulki nie włożyłaś specjalnie?
-Jakbym nie miała nic lepszego do robienia -powiedziałam lekceważąco. Nie wytrzymałam i spuściłam głowę śmiejąc się.
-Wiedziałem -powiedział brunet, a jak najszybciej uciekłam z łazienki. 
Ciągle się śmiejąc goniliśmy się w okół stołu w kuchni. Po dłuższej bieganinie Wojtek wreszcie mnie złapał. Wziął mnie na ręce, udał się do sypialni, a następnie zaczął podchodzić do balkonu Na nic zdały się moje krzyki.
-Nie zrobisz tego! -krzyczałam.
-Zrobię -teraz to on uśmiechnął się bezczelnie.
-Ale przecież jest luty...jest zimno!
-W takim razie dorzucę ci jeszcze koc -otworzył drzwi i postawił mnie na zimnych płytkach, a zraz potem dorzucił mi jeszcze koc.
-Przepraszam cię! Czy ty wiesz jak tu jest zimno? Wpuść mnie debilu! -krzyknęłam opierając czoło o szybę i ciągle pukając w drzwi.
Przyjmujący także oparł czoło, strzelił firmowy uśmiech i puścił mi całusa w powietrzu. Patrzyłam na niego morderczym wzrokiem. No co za debil! Przecież ja tylko tylko urozmaiciłam jego garderobę. Uznałam, że nie opłaca mi się dalej dobijać bo albo sąsiedzi wezwą policję albo prędzej wybije szybę. W sumie to mogłabym wtedy wejść do mieszkania. Westchnęłam i opatuliłam się kocem. Usiadłam na małym krzesełku i zaczęłam gadać sama do siebie.
-Kurwa też mi się zachciało pranie robić. Ale to wszystko jego wina. Nie trzeba było jego wina. Nie trzeba było zapraszać rodziców. Poza tym to on zachowuje się jak rasista i nie lubi koloru różowego. 
-Nie jestem rasistą -usłyszałam i obróciłam się. Wojtek stał przy drzwiach z kubkiem w dłoniach. Podeszłam do niego.
-Co to jest? -zapytałam.
-Kakałko -odpowiedział i dla efektu wziął łyk napoju -Chcesz?
-Tak!
-Co? Nie słyszę cię -przyjmujący wskazał na uszy i uśmiechnął się.
-No proszę -jęknęłam. Jak myślicie co on zrobił? Nie, nie wpuścił mnie. Nie, nie zostawił mi kakałka. Po prostu sobie poszedł!
-Zajebiście -mruknęłam i usiadłam na swoim wcześniejszym miejscu.
Nie wiem ile tak siedziałam, ale było mi zimno. Już prawie nie czułam stóp. Oczywiście nie miałam na nich żadnych kapci bo po co? Jeszcze brakuje żebym się rozchorowała. zaczęłam się rozglądać i nagle do głowy wpadł mi pomysł. Może i jestem nieodpowiedzialna, ale to ostatnia deska ratunku. Najwyżej moja sąsiadka dostanie zawału, gdy zobaczy mnie na swoim balkonie. Już miałam jedna nogę za barierką kiedy otworzyły się drzwi naszego balkonu.
-Kobieto co ty robisz? -zapytał i zaraz był przy mnie, wciągając mnie z powrotem mą osobę.
-W tym momencie rozmawiam z tobą -uśmiechnęłam się.
-Mogłaś przecież spaść.
-Mogłeś mnie wpuścić -skrzyżowałam ręce na piersi.
-Oj tam nie przesadzaj -machnął ręką i weszliśmy do sypialni.
-Ale ty jesteś głupi Ciesiek. 
-Co?
-Ciesiek -powtórzyłam. Wiedziałam, że nienawidzi gdy  ktoś go tak nazywa.
-Tak? Ciesiek? No co ty nie powiesz Adusiu. chcesz wrócić na ten balkon? -zapytał, a ja zaśmiałam się i dostał ode mnie sójkę w bok.
Poszłam do kuchni by zrobić coś ciepłego do picia.
-Chcesz kakao? -zapytał Wojtek,który poszedł za mną.
-Nie -zaprzeczyłam.
-Nie to nie -wzruszył ramionami i udał się na kanapę. Westchnęłam i ruszyłam za nim.
-Masz jednak to kakałko? -zapytałam z miną zbitego psa. 
-Mam. Siadaj -powiedział i podał mi drugi kubek z gorącym płynem. Proszę, proszę jaki kochany mąż.
-Ale masz zimne ręce -powiedział gdy zanurzyłam usta w napoju.
-Ciekawe dlaczego? -prychnęłam.
-Oczywiście, teraz mi będzie wypominać -wywrócił oczami -Daj je -zarządził po czym złączył ja prawie jak do odbicia sposobem dolnym i zaczął chuchać do środka.
-Lepiej?
-Mhm -mruknęłam tylko i przyssałam się do kubka z płynem -A mogę wiedzieć ile tam siedziałam?
-Niecałe 10 minut -spojrzał na zegarek a potem na mnie.
-Serio? -zapytałam -Wydawało mi się, że siedzę tam godzinę -Wojtek zaśmiał się i spojrzał na mnie z politowaniem. 
Resztę wieczoru spędziliśmy spokojnie wylegując się na kanapie.



Trochę spóźniony, ale nareszcie go wymęczyłam :D Poza tym ostatnio dowiedziałam się,że jestem nieterminowa i tego się trzymam ;) Zadowolone po wczorajszych meczach Skry i Resovii?  Bo ja bardzo :D Jeszcze brakuje tylko żeby Jastrzębski wygrał i będzie normalnie kumulacja.
Gdyby ktoś miał czas i ochotę to zapraszam na bloga, który tworzymy razem z cytrynooowaaą, gdzie wczoraj pojawił się prolog  http://nie--mozna-sie-poddawac.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 3

Smacznie sobie spałam aż do momentu gdy usłyszałam głośne ziewnięcie i strzelanie palcami. zakryłam się kołdrą po sam czubek głowy i usiłowałam ponownie zasnąć. I znowu to strzelanie palcami!
- Czy mógłbyś zostawić swoje palce w spokoju? - wymamrotałam spod kołdry
- I tak nie śpisz więc w czym problem? - westchnął Wojtek.
- Po pierwsze nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Po drugie skąd wiesz czy nie mam zamiaru zasnąć? - i kolejne odgłosy chrupiących kości. O nie. Teraz to przegiął. Zerwałam się z łóżka i zaczęłam go dusić poduszką. Szybko udało mu się uwolnić i zamieniliśmy się miejscami i teraz to on przyciskał mi do twarzy poduszkę. Zaczęłam piszczeć.
- Jak ty masz jeszcze siłę piszczeć jak cię duszę? - zapytał zdziwiony odsuwając poduszkę od mojej twarzy.
- No bo ja to nie ty - wystawiłam mu język wstając z łóżka i opuściłam sypialnie udając się do kuchni.
- Dzień dobry Adusiu. - przywitała mnie teściowa - Co to za krzyki od rana?
- Dobry. z tym to do Wojtka. Wkurzył się bo go poduszka zaatakowała. - wzruszyłam ramionami i zabrałam się za konsumowania śniadania, które przyrządziła pani Dorota. Zaraz potem dołączył do nas Wojtek. Od razu w oczy rzuciły mi się jego poczochrane włosy. Myślałam, że wybuchnę śmiechem. Nie zrobiłam tego ale się zakrztusiłam. Zanim sięgnęłam po szklankę wody zostałam uderzona  w plecy i to dość mocno.
- Wojtek, uważaj bo ja połamiesz - zwrócił uwagę pan Henryk.
- Chciałem tylko jej pomóc - powiedział przesłodzonym głosem Włodarczyk, a ja mogłam mu tylko posłać mordercze spojrzenie.

Około 11 postanowiłam zabrać się za obiad. Makaron z kurczakiem miało być daniem, które dzisiaj zjemy. Ale czy mogłam zrobić to po swojemu? Skądże. Uprzejma pani Dorotka chciała mi służyć swą dobrą radą. Nigdy kawałki kurczaka nie były tak chude jak w dniu dzisiejszym. Poznałam dzisiaj tysiąc nowych sposobów na ugotowanie makaronu. Teraz to jestem lepsza niż włoscy kucharze. Ba! Jestem lepsza niż Magda Gessler!
Po zjedzonym posiłku rodzice przyjmującego chcieli wyciągnąć nas na spacer, ale uratował nas Andrzej. Tym samym teściowie uznali, że nie będą nam przeszkadzać i wyjechali do Andrychowa. W taki własnie sposób czekał mnie cały dzień leniuchowania. No może nie cały, ponieważ postanowiłam iść na spacer. Wybrałam się więc na Plac Narutowicza. Mało ambitne, ale nie miałam innego pomysłu. Poza tym musiałam trochę odetchnąć przez pracą. znając moich kochanych kolegów będę miała mnóstwo roboty. Przechadzając się po placu zauważyłam znajomą sylwetkę. Rozpoznałam w niej Wronę. Był odwrócony plecami więc w swoim stylu wskoczyłam mu na plecy.
- Aaa! - zadarł się tak, że wszystkie oczy przechodniów skierowały się na nas.
- Cześć Andrzejek - powiedziałam słodziutko i zeskoczyłam z niego.
- Skowrońska, ja cię kiedyś zamorduję. Przysięgam. - wypiął pierś i położył na niej prawą dłoń.
- Też się cieszę, że cię widzę - uśmiechnęłam się szeroko, a on zrobił obrażoną minę.
- Oj przestań bo okresu dostaniesz - machnęłam ręką, a Wroniasty się zaśmiał. - Co cię tu sprowadza?
- Nudy i muszę zrobić jakieś zakupy
- Czyli mam towarzysza. A zresztą i tak będziesz za mną chodził.
- Wcale nie - zaprzeczył, a ja przesunęłam się lekko w prawo. Tak jak mogłam się spodziewałam Andrzej uczynił to samo.
- A nie mówiłam - uśmiechnęłam się tryumfalnie
- Ja nie wiem jak Wojtek z tobą wytrzymuje - wziął mnie pod rękę i skierowaliśmy się do Tesco. Podczas robienia zakupów wygłupialiśmy się i zwracaliśmy na siebie uwagę innych klientów.
O 19 pojawiłam się w mieszkaniu. Wojtka nie było co mnie zdziwiło. Wzruszyłam ramionami myśląc, że jest u jakiegoś kumpla i poszłam do łazienki. Wykąpałam się i poszłam spać.


Trochę spóźniony, ale jest. Powstał oczywiście przy pomocy cytrynooowej (zresztą jak zwykle :D) Trochę krótki, ale na początku miał być on końcówką 2. 

 Jak trzymacie się po meczu szczypiornistów? Ja jestem meeega szczęśliwa chociaż zawał miałam z jakieś 10 razy.
Pozdrawiam ;*




sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 2


-Dobry wieczór Adusia! -krzyknęła moja teściowa, gdy otworzyłam drzwi- Przepraszamy, że tak późno, ale były korki -odsunęłam się od drzwi by mogła przejść i przywitałam się z teściem.
-Ada kto przyszedł? -zapytał Wojtek wychylając swoją głowę z kuchni. Gdy tylko zobaczył swoich rodziców prawie otworzył usta ze zdziwienia.
-Cześć synku. Nie przywitasz się z nami?- zapytała pani Dorota.
-Może za chwilę ...-odpowiedział brunet, a mi przypomniało się, że jest on w samym ręczniku.
-No Wojtuś chodź tu -powiedziałam słodko.
Przyjmujący westchnął i ruszył się ze swojego miejsca. Mina pani Doroty-bezcenna.
-A mówiłem żeby dzisiaj dać im spokój -zachichotał pan Henryk i razem z małżonką  przywitali się z Wojtkiem.
-Idźcie do salonu, a my przygotujemy wam pokój - powiedziałam i pociągnęłam Wojtka do naszej sypialni- Możesz mi powiedzieć co oni tu robią?- zapytałam gniewnie i zmrużyłam oczy.
-Jak to co? W tym momencie oglądają telewizje -prychnął i zrobił niezadowoloną minę.
-Ale dlaczego u nas? Co ty im przez ten telefon nagadałeś?
-To co mi kazałaś! -zbulwersował się.
-A czy ja ci kurwa kazałam ich zapraszać?
-Nie, powiedziałem, że jak chcą to mogą przyjechać...ale nie mówiłem,że dzisiaj!
-To trzeba było powiedzieć. To wszystko twoja wina. Przez ciebie będziemy siedzieć z nimi caałą niedziele -podeszłam do niego i wbiłam mu palec w klatkę piersiową.
-Moja? W takim razie czemu ty nie zadzwoniłaś?
-Bo kazałam tobie -warknęłam i odsunęłam się od niego.
-W takim razie to twoja wina -uśmiechnął się tryumfalnie, a ja myślałam, że zaraz wyrzucę go przez balkon.
-Jak ci zaraz przypierdolę to nawet mamusia nie pomoże -syknęłam.
-Co takie 189 cm może mi zrobić -powiedział lekceważąco. O nie. Z moje wzrostu się nie żartuje.
-190 i pół!-nie wytrzymałam i krzyknęłam.
-Zamknij się -uciszył mnie. Westchnęłam i wygrzebałam z szafy czystą pościel.
-Zamknij się -przedrzeźniałam go.
-Może zamiast się użalać to wykombinuj jakby się ich szybko pozbyć-mruknął znudzony.
-Ja pierdziele jaki geniusz. Weź się ubierz -wyszłam z sypialni i udałam się do pokoju gościnnego. Oczywiście rzuciłam jeszcze krótką wiązankę pod nosem.
Gdy wszystko było gotowe przykleiłam sztuczny uśmiech i poszłam do salonu. Tam trwała już zażarta dyskusja o siatkówce. Chciałam się w nią włączyć, ale moja teściowa postanowiła wziąć mnie na spytki. Oczywiście poruszyła temat ubierania się Wojtka.
Pół godziny później państwo Włodarczyk uznali, że są zmęczeni i pójdą już spać. Z jednej strony skakałam z radości a z drugiej czekałam godzinę żeby móc skorzystać z łazienki. Wyszło na to że gdy już się wykopałam i przebrałam w piżamę była 1:40. Zajebiście. Jeszcze brakuje żeby pobudka była o 6.  Weszłam do sypialni rozczesując włosy. Wojtek leżał rozwalony na całym łóżku i wgapiał się w sufit. Odłożyłam grzebień na biurko i chwyciłam do ręki telefon. Wystukałam szybko wiadomość do brata informując go o moich niespodziewanych gościach. Położyłam urządzenie na szafkę nocną, podeszłam do drzwi balkonowych i wpatrywałam się w widok śpiącego Bełchatowa. Zawsze takie widoki mnie uspokajały. Chociaż w tym momencie szukałam najwyższego budynku aby zrzucić z niego trzy wybrane osoby. Odeszłam od balkonu i miałam zamiar się położyć. No własnie miałam zamiar. Przyjmujący nadal leżał rozłożony na całym łóżku. A minę miał taką jakby co najmniej chciał zostać Pitagorasem. 
-Wojtek -powiedziałam i zamachałam mu przed oczami. Wygląda na to, że się zawiesił. A na to jest tylko jeden skuteczny sposób. Nachyliłam się nad nim i strzeliłam mu z liścia prosto w policzek.
-Co ty robisz?-zapytał gniewnie masując obolałe miejsce.
-Próbuję położyć się spać, ale mi to utrudniasz.
-Nie mogłaś po prostu powiedzieć?
-A zauważyłeś, że weszłam do sypialni?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie -odpowiedział i zrobił mi miejsce.
-Czyli że tak -podsumowałam i położyłam się zabierając mu pół kołdry.
-Dzwoniłem do Andrzeja. Ustaliliśmy, że jutro chcemy się niby spotkać i mamy ich z głowy.
-A jednak się do czegoś przydajesz -uśmiechnęłam się lekko, a Wojtek zgasił małą lampkę. W pokoju zapanowała ciemność. 
Po chwili ciszy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Znalazłam go po omacku i zobaczyłam, że mam nową wiadomość.
-Musisz tak świecić po oczach? -westchnął Włodarczyk.
-To po co się patrzysz?
-Bo mi jebiesz po oczach -powiedział i zakrył swoje ślepia dłonią, gdyż teraz światło z wyświetlacza było skierowane prosto na jego twarz.
-Spij i nie marudź.
-No to mi nie świeć.
-To po co się patrzysz?
-A po co włączyłaś ten telefon?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
-Ja pierdole -mruknął na co ja się zaśmiałam.
Przestałam go męczyć i zobaczyłam, że Marcin mi odpisał. Okazało się, że bardzo mi współczuje i łączy się ze mną w bólu. Napisałam tylko dziękuję i odłożyłam komórkę na bok.
-Nareszcie ciemność -odetchnął Wojtek, a po chwili zapytał-Wiesz co?
-Co?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie -za dostał ode mnie z łokcia.
-Chcesz jeszcze coś?
-To już 15 dni.
-Co ty gadasz? -nie wiedziałam o co mu chodzi. 
-15 dni.
-Czego?
-No jak to czego. Poszczenia.
-Jeszcze 2 ci nie zaszkodzą -stwierdziłam i odwróciłam się do niego plecami.
-Będziesz coś chciała -mruknął.
Zamknęłam oczy i zaraz znalazłam się w krainie Morfeusza.




Oddaję wam w ręce dwójeczkę :D Dzisiaj troszkę wcześniej, ponieważ wieczorem będę kibicować naszym szczypiornistom. Jaki wynik obstawiacie? :D Ja  mam nadzieję,ze wygrają i nie zafundują mi znowu nerwówki do końca meczu :D
Następny powinien pojawić się za tydzień.
Pozdrawiam :*