sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 6


Następne dni mijały nieubłaganie szybko. Zdecydowanie za szybko. W sobotę rano Skrzaty wyjechały do Bielska-Białej na mecz z tamtejszą drużyną. Miałam to szczęście, że na mecze wyjazdowe jeździ Piotrek i do pracy miałam dopiero na 16. Wstałam sobie spokojnie o 10, ogarnęłam się po czym szybko udałam się do sklepu. Oczywiście wszystko byłoby zbyt piękne gdybym nie spotkała pani Jadzi. Na szczęście była ze swoją 'bandą' więc się do mnie nie przyczepiła. Po szybkich zakupach i małym śniadanku zaczęłam przygotowywać obiad. Ok. 13 rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam zdjęcie Wojtka.
-Czego chcesz? - przywitałam się.
-Mam do ciebie sprawę
-Czego dusza pragnie? - teatralnie westchnęłam.
-Mogłabyś jutro przyjechać po mnie do Bielska? Oczywiście potem od razu pojedziemy do Andrychowa - a już myślałam, że zapomniał o niedzielnym obiadku.
-Ok tylko to chyba nie fair jeśli zadajesz się z wrogami
-Kwasek to przecież nie wróg! - oburzył się - Tylko taki...szpieg.
-Ok, ok przyjadę - zaśmiałam się.
-Dzięki - czułam jak szczerzy się do telefonu. Zakończyłam połączenie i wróciłam do przygotowywania obiadu.
-Chwilę...to co ja dzisiaj będę robić? - zapytałam samą siebie.
Wojtka nie ma, nie ma kogo podenerwować. Wrony i Kłosa nie ma, czyli nie ma z kim iść na miasto. No to zapowiada się arcynudny wieczór. Nie tylko nie to. 
Przez kolejne godziny zastanawiałam się co ze sobą zrobić. W końcu do głowy wpadł mi genialny pomysł. Zadzwoniłam do innych dziewczyn siatkarzy i umówiłam się z nimi na małe zakupy. 
O 16 byłam w pracy. Tym razem zamiast do mojego ukochanego biureczka udałam się do pokoju, w którym zawsze oglądamy mecze, tzw. "salonu". Razem z Magdą jednym okiem obserwowałyśmy mecz, a drugim spoglądałyśmy w nasze laptopy. Tak jak podejrzewałam spotkanie zakończyło się szybkim 3:0 dla Bełchatowian. 
-Co powiesz na mały shopping? - zapytałam się jej, gdy szłyśmy na nasz dział. W odpowiedzi otrzymałam wielki wyszczerz. Kto jak kto, ale Magda uwielbia zakupy. Wyszłyśmy z redakcji i od razu udałyśmy się do manufaktury. Na miejscu była już Paulina, Dagmara oraz Ola. Po 2 godzinach chodzenia po rozmaitych sklepach kupiłam sobie botki, których jestem bardzo zadowolona i słodką koszulkę dla mojej chrześnicy.

Następnego dnia wstałam o 8. Poczłapałam do kuchni i zrobiłam śniadanie. Następnie ruszyłam do łazienki, zahaczając po drodze do sypialni by wziąć czyste ubrania. Umyłam się i zrobiłam delikatny makijaż. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Ubrałam kurtkę, zgarnęłam torebkę i zamknęłam mieszkanie. Gdy znajdowałam się w windzie, wysłałam Wojtkowi SMS'a z treścią, że wyjeżdżam. Droga minęła spokojnie poza małym korkiem tuż przed Bielskiem. Po dwóch godzinach byłam pod drzwiami mieszkania Kwasowskiego i czekałam aż łaskawie otworzy. 
-Hej Ada! - przywitał mnie i od razu zaczął mnie dusić, to znaczy przytulać.
-Kamil puść mnie - zapiszczałam i zaczęłam się śmiać. Brunet uczynił moją prośbę i przepuścił mnie w drzwiach. Wziął ode mnie kurtkę, a następnie udaliśmy się do salonu. 
-Ale masz tu bajzel - powiedziałam, gdy przekroczyliśmy próg salonu.
-No wiesz co? Przed chwilą sprzątaliśmy - oburzył się Kamil.
-A gdzie Wojtek?
-W łazience - odpowiedział i nagle przysunął się do mnie. Swoją twarz zbliżył do mojej szyi. Trochę mnie to zdziwiło i już  miałam coś powiedzieć, ale mi przerwał - Ładnie pachniesz - wyszczerzył się. Jaki to zapach? Chanel No.5? - Kamil nadal nie przestał wykonywać swojej czynności i jakby to powiedzieć? Obwąchiwał mnie.
-Nieee - opowiedziałam powstrzymując śmiech.
-Ale pachnie tak... owocowo? Nie, nie owocowo. Tak...
-Ładnie? - zakończyłam za niego. Za naszymi plecami rozległo się chrząknięcie. 
-Tak, to idealne opisanie tego zapachu - odsunął się ode mnie i ponownie wyszczerzył. 
-Kamil mogę wiedzieć co ty robisz? - zapytał Wojtek.
-Ja nic nie robię. Tylko twoja żona tak ładnie pachnie. Nie tak jak ty - odparł, a ja zaśmiałam się.
-Foch - przyjmujący skrzyżował ręce  na piersiach i zrobił poważną minę.
-No bardzo ci dziękuje. Nie dość, że na co dzień muszę go znosić to teraz jeszcze jest obrażony - dźgnęłam w bok rozgrywającego.
U Kwaska posiedzieliśmy jeszcze godzinę i zaczęliśmy się zbierać do Andrychowa. Na szczęście Wojtek się odfochnął i był w bardzo dobrym humorze. Opuszczając mieszkanie Kamila zostałam jeszcze raz obwąchana.
Po 30 minutach byliśmy już pod domem ciotki przyjmującego. 
-Ale na prawdę muszę iść - jęknęłam i zgasiłam silnik samochodu.
-A co masz siedzieć w aucie?
-Czemu nie - uśmiechnęłam się. Wojtek tylko wywrócił oczami i zaciągnął mnie przed drzwi.
-Ale siedzimy krótko, apotem jedziemy do Eweliny. I nie siedzę obok twojej matki
-Oj nie zrzędź już - westchnął brunet i zadzwonił dzwonkiem.
-Mogłam zostać z Kamilem. On przynajmniej mnie nie ucisza, a nawet mówi, że ładnie pachnę.
-Mam zmywać naczynia przez miesiąc?
-Tak
-To nie narzekaj - odparł, a ja przestrzeliłam mu potylice.
W końcu drzwi otworzyły się. 



Trochę krótki, ale po dzisiejszym meczu Skry nie mam na nic siły :( A według Was w ostatniej akcji było po bloku? :D 
Następny rozdział za tydzień. Jak myślicie obiadek się uda? :D
Pozdrawiam :*

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 5

Na drugi dzień wstałam z bolącym gardłem. Przysięgam, że kiedyś zabije mojego kochanego męża. I każdy sąd mnie za to uniewinni. 
-Dzień dobry. Jak się dzisiaj czuje mój zapalony balkonowiec? - przywitał mnie krzątający się po kuchni Wojtek.
-Nawet mnie nie denerwuj - powiedziałam i zaśmiałam się.
-W takim razie masz tu jakieś witaminki - podał mi kilka 'cukierków'.
-Włodarczyk ja cię kiedyś zamorduję - sięgnęłam po chusteczkę i usiadłam przy stole.
-Powinnaś mi dziękować
-Za co? - prychnęłam.
-Za opiekę nad tobą - wyszczerzył się, kładąc na stole talerz z kanapkami.
-Jakbyś mnie nie zamknął na tym pierdolonym balkonie to nie musiałbyś się mną opiekować - wystawiłam mu język.
-Jakbyś nie udoskonaliła mojej garderoby to nie musiałbym cię nigdzie zamykać - wzruszył ramionami i usiadł przy stole.
-Jakbyś ... - zaczęłam, ale przyjmujący mi przerwał.
-Ok, ok poddaję się. I tak masz więcej argumentów ode mnie 
-No i to mi się podoba - puściłam mu oczko i dokończyłam posiłek.
Następnie udałam się do łazienki, gdzie przygotowałam się do pracy. Wyszłam z pomieszczenia, zabrałam torebkę oraz laptopa i byłam gotowa. Opuściłam mieszkanie i ruszyłam do windy. Wcisnęłam odpowiedni guziczek, a winda już na następnym piętrze się zatrzymała. No nie tylko nie ona, przemknęło mi przez myśl, gdy zobaczyłam swoją sąsiadkę.
-Dzień dobry - przywitałam się grzecznie.
-Dzień dobry pani Ado - odpowiedziała mi pani Jadwiga - Co tak wczoraj u państwa było głośno?
-Z tym to do męża - uśmiechnęłam się krzywo. Byłam pewna, że mnie o to zapyta. 
-Zawsze to pani mówi - zaśmiała się głośno. Na szczęście winda zatrzymała się już ostatecznie.
-Bardzo przepraszam, ale śpieszę się do pracy. Do widzenia - powiedziałam i jak strzała ruszyłam na parking.
Odetchnęłam z ulgą kiedy znalazłam się już w samochodzie. Nie chodzi o to, że nie lubię swoich sąsiadów, ale pani Jadwiga jest wyjątkiem. Jest gorsza niż święty Mikołaj. To ona wie wszystko, widzi wszystko i (powtórzę jeszcze raz) wie wszystko. Już na samym początku gdy się wprowadziliśmy uznała, że jestem w stanie błogosławionym. Taka sytuacja zdarzała się już z 5 razy. Z resztą nie tylko u mnie, ale i u innych sąsiadek. Raz nawet stwierdziła, że staruszek, który ma ponad 70 lat jest zamieszany w ' hazard i nielegalne obstawianie wyników sportowych'. Ogólnie większość sąsiadów jej nie lubi. Ale gdyby nie ona to byłoby o wiele nudniej. Zostawmy już "Rudą" bo co za dużo to niezdrowo. W redakcji byłam punktualnie o 7:55. Przywitałam się z kolegami i zajęłam się pracą. Dość szybko uporałam się z obowiązkami i o 16:30 mogłam już iść do domu. Po drodze wpadłam do sklepu by zrobić małe zakupy. Wróciłam do mieszkania i zajęłam się przygotowaniem obiadu. Po ok. godzinie Wojtek wrócił z treningu. Zawsze we wtorki mają najwięcej 'pracy' więc przyjmujący po przekroczeniu progu od razu wyłożył się na kanapie. Leżał tak dopóki nie zawołałam go na obiad.
-Zgadnij kogo dzisiaj spotkałam w windzie - zagadnęłam go, gdy nabierał sobie porcje zapiekanki.
-Hmm ... - zamyślił się - Rudą?
-Skąd wiedziałeś?
-Też ją spotkałem. Pytała co się u nas wczoraj działo
-Mnie też - zaśmiałam się.
-Ada? - zapytał Wojtek gdy miałam już iść do salonu.
-Co?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - wyszczerzył się.
-O Jezu. Chcesz coś?
-W sumie tak
-Do rzeczy Włodarczyk - pośpieszyłam go. Przyjmujący podrapał się po głowie. Ciekawe co znowu wymyślił.
-Pamiętasz moją ciotkę Katarzynę? - zapytał.
-Tą taką starą i jedną z najnormalniejszych osób w twojej rodzinie? - upewniłam się.
-Tak dokładnie - pokiwał głową - Chodzi o to, że w niedzielę ma 95 urodziny...
-95? - zapytałam zdziwiona. 
-Tak i podobno chce zobaczyć się z całą rodziną - westchnęłam głośno, ale Wojtek mnie uciszył - Podobno ma coś ważnego do obwieszczenia.
-Czyli w niedzielę jedziemy do Andrychowa? - jęknęłam.
-Ada proszę cię
-Ale w sobotę gracie mecz, ja muszę potem się nim zająć i ty myślisz, że chce mi się jechać do Andrychowa i najgorsze widzieć się z twoją rodziną?  Mało kusząca propozycja.
-Błagam cię. Mam pojechać bez ciebie? - zrobił minę zbitego psa.
-Czemu nie - wzruszyłam ramionami.
-Aduśka nie rób mi tego. Pojechałem z tobą na urodziny twojego dziadka! - oburzył się.
-Tak. Pojechałeś. Pół roku temu
-A ty niby kiedy widziałaś się z moją rodziną? - zapytał z wyrzutem.
-Widziałam się z twoją rodzinką 2 dni temu - uśmiechnęłam się cwaniacko.
-Ada...no ploose...tak ładnie ploose - zrobił minę jak kot ze Shreka.
-A co będę z tego miała? - zapytałam.
-Moją wdzięczność? - zaproponował, ale widząc moją minę wiedział, że ta propozycja nie przejdzie - Ok będę cały miesiąc zmywać naczynia.
-No i to mi pasuje - uśmiechnęłam się szeroko, a brunet tylko westchnął - A i jeszcze wpadniemy na chwilę do Eweliny - wspomniałam o swojej siostrze i przyjmujący od razu się rozpromienił. Najwyraźniej stęsknił się za moją chrześnicą. 
- Dziękuje - rzucił się na mnie i mocno przytulił, powodując, że zawartość mojego obiadu prawie wylądowała na podłodze. Zaśmiałam się i poszłam do salonu.
Już nie mogę doczekać się niedzieli i rodzinnego obiadku. Trzeba było się nie zgadzać. Ale naczynia same się nie pozmywają prawda? 




Rozdział miał być trochę wcześniej, ale po meczu Skry jakoś nie chciało mi się nim zająć. Cieszycie się z wyniku? Ja w sumie zakładałam podobny ... tylko, że dla Skrzatów :D. Teraz moje serce będzie trochę rozdarte. Dobrze, że w Lidze Mistrzów radzą sobie doskonale :D
Następny rozdział powinien pojawić się za tydzień.
Przy okazji zapraszam na rozdział 1 na http://nie--mozna-sie-poddawac.blogspot.com/
Pozdrawiam :*

czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 4


O 7:00 po pokoju rozległ się dźwięk mojego budzika. Niechętnie otworzyłam oczy i wyłączyłam piekielne urządzenie. Wojtek już nie spał i prawdopodobnie siedział teraz w łazience. Nie mam pojęcia, o której wrócił, ale słyszałam jego siarczyste `kurwa mać`. To znaczyło, że zahaczył małym palcem w komodę znajdującą się w korytarzu. 
Leniwie wstałam i poczłapałam do kuchni. Włączyłam radio i rozglądnęłam się za jedzeniem. Zdecydowałam się na musli. Gdy kończyłam śniadanie Włodarczyk opuścił łazienkę i wkroczył do kuchni.
-Gdzie wczoraj byłeś? -zapytałam po chwili milczenia.
-U Kłosa. A ty?
-Jak zawsze na Placu. I jeszcze z Wroną na zakupach -pokiwał głową i zabrał się za swoje śniadanie. Ruszyłam w stronę łazienki, ale zatrzymał mnie Wojtek.
-Wiesz co? Musimy przestawić tą szafkę w korytarzu -oznajmił mi, a ja parsknęłam śmiechem.
-Dlaczego? Co ci znowu zrobiła? -spojrzałam na niego z politowaniem.
-No jak to co. Znowu mnie zaatakowała -oburzył się jak małe dziecko. Czy wspominałam, Wojtek przynajmniej raz na tydzień ma zamiar wyrzucić komodę przez okno?
-Możemy przestawić, ale gdzie? Przecież nie ma miejsca.
-Przestawmy ją na drugą ścianę -zaproponował przyjmujący.
-Wojtek miesiąc temu też tam stała i też ci nie pasowała.
-Ale teraz stoi zdecydowanie za blisko drzwi -westchnęłam i opuściłam kuchnię. Udałam się do sypialni, a następnie do łazienki.
Ogarnęłam się i ubrałam. Włosy uczesałam w  wysokiego kucyka. Zrobiłam delikatny makijaż i opuściłam pomieszczenie. Zgarnęłam swoja torebkę oraz laptopa i byłam gotowa do pracy. W redakcji byłam równo 7:55, czyli tak jak zawsze. Przywitałam się po drodze z naszą księgową i powędrowałam do działu siatkówki. 
-Cześć Ada! -rzuciła się od razu moja koleżanka Magda -Jak dobrze, że jesteś bo chyba tu z nimi dłużej nie wytrzymam -wskazała na naszych dwóch `pracusiów`, czyli Pawła i Piotra. Oprócz tego, że czasem są mega wkurzający bardzo fajnie się z nimi pracuje. A z Piotrem zawsze umilamy sobie dzień dogryzając sobie.
-Na pewno nie było aż tak źle -chciałam ją trochę pocieszyć, ale dostałam za to sójkę w bok -A gdzie reszta? -zapytałam, ponieważ brakowało mi tu jeszcze dwóch nierobów. To znaczy naszego kochanego fotografa i kamerzysty w jednym, czyli Tomka i kochanej szefowej działu Martyny.
-Obijają się jak zawsze -zaśmiał się Paweł -Martyna na zebraniu, a Tomek siedzi na dziale foto.
-A wy się przypadkiem nie obijacie? -uniosłam jedną brew i usiadłam przy swoim biurku.
-Nie, my czekamy na burze -odpowiedział mi Piotrek. To znaczyło,że za jakąś godzinę dostaniemy nowe tematy od Martyny.
 Tak jak myślałam po godzinie dostaliśmy nowe tematy do zrealizowania, które omawialiśmy przez jakieś 30  minut. Potem szefowa gdzieś poleciała i nie widzieliśmy ją przez resztę dnia. Zawsze gdy dostajemy nowe tematy lata po całej redakcji jak oparzona. Ale każdy się już do tego przyzwyczaił i to nic dziwnego widząc brunetkę, która wręcz lata po schodach, twierdząc, że nie ma czasu by czekać na windę. Dzięki tym maratonom, które sobie urządza ma chyba najlepszą sylwetkę w całej redakcji. 
Do domu wróciłam o 16:30. Wchodząc do mieszkania minęłam się z Wojtkiem, Karolem i Andrzejem, którzy teraz mieli mieć drugi trening. Przekraczają próg mieszkania w oczy rzuciła mi się komoda, która była oczywiście przestawiona. Zaśmiałam się i udałam się do kuchni w celu zjedzenia obiadu. Ogrzałam sobie wczorajszy makaron i zasiadłam na kanapie. Włączyłam telewizor i skakałam po kanałach. Gdy skończyłam spożywać posiłek zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojego brata.
-Co chcesz? -przywitałam się z nim.
-Jak zwykłe miłe powitanie -podsumował Marcin.
-Oj nie czepiaj się -wywróciłam oczami i zaśmiałam się.
-Chciałem zapytać jak po wizycie teściów -teraz to on się zaśmiał.
-Gdybym mogła to teraz bym ci przywaliła -wiedziałam, że teraz mój braciszek ma wielkiego banana na twarzy -A odpowiadając na twoje pytanie to nie najgorzej. Nawet razem z panią Dorotą zrobiłam obiad.
-Współczuje tym, którzy to jedli -zaśmiał się -No ale teraz jesteś chyba lepsza niż Gessler.
-Też o tym pomyślałam.
-W takim razie przybijmy piątkę.
-Jak?
-Nie wiem...mentalnie? -zaproponował.
-Ok jestem za -parsknęłam śmiechem.
-A mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.
-Słucham cię braciszku.
-Słuchasz mnie jak radio Maryja?
-Tak i oglądam jak telewizję Trwam. Do rzeczy -pośpieszyłam go.
-To przez Wojtka mieliście odwiedziny teściów, tak?
-No...tak -potwierdziłam po chwili zastanowienia.
- I jeszcze nic mu za to nie zrobiłaś? Nie wierzę.
-Faktycznie...wiesz co mam pomysł -nagle dostałam olśnienia- Muszę kończyć, pozdrów Paulinę i resztę. Cześć -rozłączyłam się i ruszyłam do łazienki.
Wyciągnęłam z kosza na pranie wszystkie białe rzeczy Wojtka i wpakowałam je do pralki. Wygrzebałam też moją czerwoną koszulkę i również wrzuciłam ją do urządzenia. Włączyłam pralkę i  ponownie cała w skowronkach poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i oglądając telewizję czekałam na Wojtka.  Po ok.2 godzinach przyjmujący wrócił do mieszkania obwieszczając to tak głośno,ze sąsiedzi z 1 piętra na pewno go słyszeli. Chwilę potem usiadł na fotelu konsumując swą obiadokolację. 
-Pójdziesz rozwiesić pranie? -zapytałam gdy już się najadł.
-Już idę -westchnął i wyszedł -Ada chodź tu na chwilę! -zawołał mnie zaraz, a ja przybrałam minę poker face. 
-Co chcesz? -spytałam gdy weszłam do łazienki. Myślałam, że zaraz wybuchnę widząc jego zdezorientowaną minę.
-Możesz mi powiedzieć dlaczego to jest różowe? -uniósł do góry swoje bokserki.
-Po pierwsze nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Po drugie może ci coś zafarbowało? -wzruszyłam ramionami, obserwując jak Wojtek wyciąga swoją garderobę, która teraz była koloru różowego.
-Czy to przypadkiem nie jest twoja bluzka? -z pralki wyłonił winowajcę tego zmieszania.
-O faktycznie. A ostatnio nie mogłam jej znaleźć -powiedziałam słodko i bezczelnie się uśmiechnęłam. Miałam zamiar wrócić do salonu, ale Włodarczyk mi to uniemożliwił.
-Ej ej wracaj mi tu -zarządził -Mam pytanie. Czy ty tej koszulki nie włożyłaś specjalnie?
-Jakbym nie miała nic lepszego do robienia -powiedziałam lekceważąco. Nie wytrzymałam i spuściłam głowę śmiejąc się.
-Wiedziałem -powiedział brunet, a jak najszybciej uciekłam z łazienki. 
Ciągle się śmiejąc goniliśmy się w okół stołu w kuchni. Po dłuższej bieganinie Wojtek wreszcie mnie złapał. Wziął mnie na ręce, udał się do sypialni, a następnie zaczął podchodzić do balkonu Na nic zdały się moje krzyki.
-Nie zrobisz tego! -krzyczałam.
-Zrobię -teraz to on uśmiechnął się bezczelnie.
-Ale przecież jest luty...jest zimno!
-W takim razie dorzucę ci jeszcze koc -otworzył drzwi i postawił mnie na zimnych płytkach, a zraz potem dorzucił mi jeszcze koc.
-Przepraszam cię! Czy ty wiesz jak tu jest zimno? Wpuść mnie debilu! -krzyknęłam opierając czoło o szybę i ciągle pukając w drzwi.
Przyjmujący także oparł czoło, strzelił firmowy uśmiech i puścił mi całusa w powietrzu. Patrzyłam na niego morderczym wzrokiem. No co za debil! Przecież ja tylko tylko urozmaiciłam jego garderobę. Uznałam, że nie opłaca mi się dalej dobijać bo albo sąsiedzi wezwą policję albo prędzej wybije szybę. W sumie to mogłabym wtedy wejść do mieszkania. Westchnęłam i opatuliłam się kocem. Usiadłam na małym krzesełku i zaczęłam gadać sama do siebie.
-Kurwa też mi się zachciało pranie robić. Ale to wszystko jego wina. Nie trzeba było jego wina. Nie trzeba było zapraszać rodziców. Poza tym to on zachowuje się jak rasista i nie lubi koloru różowego. 
-Nie jestem rasistą -usłyszałam i obróciłam się. Wojtek stał przy drzwiach z kubkiem w dłoniach. Podeszłam do niego.
-Co to jest? -zapytałam.
-Kakałko -odpowiedział i dla efektu wziął łyk napoju -Chcesz?
-Tak!
-Co? Nie słyszę cię -przyjmujący wskazał na uszy i uśmiechnął się.
-No proszę -jęknęłam. Jak myślicie co on zrobił? Nie, nie wpuścił mnie. Nie, nie zostawił mi kakałka. Po prostu sobie poszedł!
-Zajebiście -mruknęłam i usiadłam na swoim wcześniejszym miejscu.
Nie wiem ile tak siedziałam, ale było mi zimno. Już prawie nie czułam stóp. Oczywiście nie miałam na nich żadnych kapci bo po co? Jeszcze brakuje żebym się rozchorowała. zaczęłam się rozglądać i nagle do głowy wpadł mi pomysł. Może i jestem nieodpowiedzialna, ale to ostatnia deska ratunku. Najwyżej moja sąsiadka dostanie zawału, gdy zobaczy mnie na swoim balkonie. Już miałam jedna nogę za barierką kiedy otworzyły się drzwi naszego balkonu.
-Kobieto co ty robisz? -zapytał i zaraz był przy mnie, wciągając mnie z powrotem mą osobę.
-W tym momencie rozmawiam z tobą -uśmiechnęłam się.
-Mogłaś przecież spaść.
-Mogłeś mnie wpuścić -skrzyżowałam ręce na piersi.
-Oj tam nie przesadzaj -machnął ręką i weszliśmy do sypialni.
-Ale ty jesteś głupi Ciesiek. 
-Co?
-Ciesiek -powtórzyłam. Wiedziałam, że nienawidzi gdy  ktoś go tak nazywa.
-Tak? Ciesiek? No co ty nie powiesz Adusiu. chcesz wrócić na ten balkon? -zapytał, a ja zaśmiałam się i dostał ode mnie sójkę w bok.
Poszłam do kuchni by zrobić coś ciepłego do picia.
-Chcesz kakao? -zapytał Wojtek,który poszedł za mną.
-Nie -zaprzeczyłam.
-Nie to nie -wzruszył ramionami i udał się na kanapę. Westchnęłam i ruszyłam za nim.
-Masz jednak to kakałko? -zapytałam z miną zbitego psa. 
-Mam. Siadaj -powiedział i podał mi drugi kubek z gorącym płynem. Proszę, proszę jaki kochany mąż.
-Ale masz zimne ręce -powiedział gdy zanurzyłam usta w napoju.
-Ciekawe dlaczego? -prychnęłam.
-Oczywiście, teraz mi będzie wypominać -wywrócił oczami -Daj je -zarządził po czym złączył ja prawie jak do odbicia sposobem dolnym i zaczął chuchać do środka.
-Lepiej?
-Mhm -mruknęłam tylko i przyssałam się do kubka z płynem -A mogę wiedzieć ile tam siedziałam?
-Niecałe 10 minut -spojrzał na zegarek a potem na mnie.
-Serio? -zapytałam -Wydawało mi się, że siedzę tam godzinę -Wojtek zaśmiał się i spojrzał na mnie z politowaniem. 
Resztę wieczoru spędziliśmy spokojnie wylegując się na kanapie.



Trochę spóźniony, ale nareszcie go wymęczyłam :D Poza tym ostatnio dowiedziałam się,że jestem nieterminowa i tego się trzymam ;) Zadowolone po wczorajszych meczach Skry i Resovii?  Bo ja bardzo :D Jeszcze brakuje tylko żeby Jastrzębski wygrał i będzie normalnie kumulacja.
Gdyby ktoś miał czas i ochotę to zapraszam na bloga, który tworzymy razem z cytrynooowaaą, gdzie wczoraj pojawił się prolog  http://nie--mozna-sie-poddawac.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 3

Smacznie sobie spałam aż do momentu gdy usłyszałam głośne ziewnięcie i strzelanie palcami. zakryłam się kołdrą po sam czubek głowy i usiłowałam ponownie zasnąć. I znowu to strzelanie palcami!
- Czy mógłbyś zostawić swoje palce w spokoju? - wymamrotałam spod kołdry
- I tak nie śpisz więc w czym problem? - westchnął Wojtek.
- Po pierwsze nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Po drugie skąd wiesz czy nie mam zamiaru zasnąć? - i kolejne odgłosy chrupiących kości. O nie. Teraz to przegiął. Zerwałam się z łóżka i zaczęłam go dusić poduszką. Szybko udało mu się uwolnić i zamieniliśmy się miejscami i teraz to on przyciskał mi do twarzy poduszkę. Zaczęłam piszczeć.
- Jak ty masz jeszcze siłę piszczeć jak cię duszę? - zapytał zdziwiony odsuwając poduszkę od mojej twarzy.
- No bo ja to nie ty - wystawiłam mu język wstając z łóżka i opuściłam sypialnie udając się do kuchni.
- Dzień dobry Adusiu. - przywitała mnie teściowa - Co to za krzyki od rana?
- Dobry. z tym to do Wojtka. Wkurzył się bo go poduszka zaatakowała. - wzruszyłam ramionami i zabrałam się za konsumowania śniadania, które przyrządziła pani Dorota. Zaraz potem dołączył do nas Wojtek. Od razu w oczy rzuciły mi się jego poczochrane włosy. Myślałam, że wybuchnę śmiechem. Nie zrobiłam tego ale się zakrztusiłam. Zanim sięgnęłam po szklankę wody zostałam uderzona  w plecy i to dość mocno.
- Wojtek, uważaj bo ja połamiesz - zwrócił uwagę pan Henryk.
- Chciałem tylko jej pomóc - powiedział przesłodzonym głosem Włodarczyk, a ja mogłam mu tylko posłać mordercze spojrzenie.

Około 11 postanowiłam zabrać się za obiad. Makaron z kurczakiem miało być daniem, które dzisiaj zjemy. Ale czy mogłam zrobić to po swojemu? Skądże. Uprzejma pani Dorotka chciała mi służyć swą dobrą radą. Nigdy kawałki kurczaka nie były tak chude jak w dniu dzisiejszym. Poznałam dzisiaj tysiąc nowych sposobów na ugotowanie makaronu. Teraz to jestem lepsza niż włoscy kucharze. Ba! Jestem lepsza niż Magda Gessler!
Po zjedzonym posiłku rodzice przyjmującego chcieli wyciągnąć nas na spacer, ale uratował nas Andrzej. Tym samym teściowie uznali, że nie będą nam przeszkadzać i wyjechali do Andrychowa. W taki własnie sposób czekał mnie cały dzień leniuchowania. No może nie cały, ponieważ postanowiłam iść na spacer. Wybrałam się więc na Plac Narutowicza. Mało ambitne, ale nie miałam innego pomysłu. Poza tym musiałam trochę odetchnąć przez pracą. znając moich kochanych kolegów będę miała mnóstwo roboty. Przechadzając się po placu zauważyłam znajomą sylwetkę. Rozpoznałam w niej Wronę. Był odwrócony plecami więc w swoim stylu wskoczyłam mu na plecy.
- Aaa! - zadarł się tak, że wszystkie oczy przechodniów skierowały się na nas.
- Cześć Andrzejek - powiedziałam słodziutko i zeskoczyłam z niego.
- Skowrońska, ja cię kiedyś zamorduję. Przysięgam. - wypiął pierś i położył na niej prawą dłoń.
- Też się cieszę, że cię widzę - uśmiechnęłam się szeroko, a on zrobił obrażoną minę.
- Oj przestań bo okresu dostaniesz - machnęłam ręką, a Wroniasty się zaśmiał. - Co cię tu sprowadza?
- Nudy i muszę zrobić jakieś zakupy
- Czyli mam towarzysza. A zresztą i tak będziesz za mną chodził.
- Wcale nie - zaprzeczył, a ja przesunęłam się lekko w prawo. Tak jak mogłam się spodziewałam Andrzej uczynił to samo.
- A nie mówiłam - uśmiechnęłam się tryumfalnie
- Ja nie wiem jak Wojtek z tobą wytrzymuje - wziął mnie pod rękę i skierowaliśmy się do Tesco. Podczas robienia zakupów wygłupialiśmy się i zwracaliśmy na siebie uwagę innych klientów.
O 19 pojawiłam się w mieszkaniu. Wojtka nie było co mnie zdziwiło. Wzruszyłam ramionami myśląc, że jest u jakiegoś kumpla i poszłam do łazienki. Wykąpałam się i poszłam spać.


Trochę spóźniony, ale jest. Powstał oczywiście przy pomocy cytrynooowej (zresztą jak zwykle :D) Trochę krótki, ale na początku miał być on końcówką 2. 

 Jak trzymacie się po meczu szczypiornistów? Ja jestem meeega szczęśliwa chociaż zawał miałam z jakieś 10 razy.
Pozdrawiam ;*